Aktualności Peru

“Nasza parafia jest piękna”

O. Zbigniew Świerczek, który przez wiele lat był Sekretarzem ds. misji w naszej Prowincji, 19 sierpnia 2018 r. został proboszczem franciszkańskiej parafii w Limie. Będąc na wakacjach, opowiedział o swoim powrocie na misje oraz o pracy w Peru.

Wrócił Ojciec po dziewięciu latach pracy w Polsce na misje. Co zauważa Ojciec w obecnej pracy misyjnej? Czy bardzo różni się od tej sprzed wielu lat, gdy wyjeżdzał Ojciec pierwszy raz do Boliwii?

Widać, że Ameryka Południowa, cały kontynent rozwinął się materialnie. Jednak, mimo że sytuacja wielu ludzi się poprawiła, miejscowi ludzie pozostają na marginesie wobec całego bogatego świata. Widać również bardzo mocny kontrast między życiem w mieście, a życiem w wioskach. Wioski w Andach ze swoim rozwojem materialnym i technologicznym zatrzymały się sto lat wstecz. W miastach natomiast, nawet między dzielnicami też widać dużą dysproporcję – istnieją bardzo bogate dzielnice, gdzie architektura oraz utrzymywany w nich porządek są na poziomie wielkich miast Stanów Zjednoczonych czy Europy. Są jednak i takie dzielnice, położone na obrzeżach miast, gdzie ludzie mieszkają w prowizorycznych domkach, rozmieszczonych na zboczach pagórków, otaczających Limę. Panuje tam bieda, brud i przestępczość. Dlatego właśnie mówię, że te kontrasty są olbrzymie i to niestety się nie zmienia w czasie. Przepaść tych różnic stale się pogłębia.

Warto wspomnieć o Pariacoto, w którym pracowałem po moim przyjeździe do Peru… Widać że od  czasów naszych Męczenników miasteczko bardzo się zmieniło. Można zaobserwować duży postęp, widoczny chociażby w wyglądzie miasta. Miejscowi teraz stawiają wysokie, nawet czteropiętrowe budynki. Większość z nich jest wykończona, domy – w przeciwieństwie do położonych na pustyni, mają dachy, ponieważ tam jednak pada deszcz. Mieszkańcy Pariacoto w większości żyją z uprawy jabłek, które są sprzedawane do produkcji soków. Miasteczko się rozwija również materialnie. Jednak jeśli chodzi nie o samo Pariacoto, ale o całą parafię, to inne wioski, położone wysoko i daleko w górach, zostały w swoim rozwoju daleko w tyle. I zdaje się, że coraz bardziej nie nadążają za resztą świata.

Ludzie nie mają tam prądu, bieżącej wody?

Prąd zaczyna docierać do coraz większej liczby wiosek, ale jeszcze nie wszystkie mają do niego dostęp. Podobnie wygląda sytuacja z dostępem do bieżącej wody.

Obecnie pracuje Ojciec w parafii w Limie, w której został Ojciec proboszczem…

Tak, ale wcześniej jeszcze pracowałem przez rok jako wychowawca postulatu. Z racji, że  kandydat do zakonu wyjechał już na następny etap formacji, do nowicjatu w Paragwaju, a nie mamy nowych kandydatów, zostałem skierowany do pracy w naszej parafii w Limie. 

Ojciec wspomniał, że Lima jest miastem kontrastów. Jak wygląda dzielnica, w której pracują franciszkanie?

Nasza dzielnica reprezentuje tzw. średni poziom. Nie widać tam jakiejś wielkiej biedy, ale nie ma też przepychu ani bogactwa (co można zaobserwować w niektórych częściach miasta). Nasza parafia jest jednak piękna i wyjątkowa, bo powstawała właśnie wtedy, gdy my jako franciszkanie się tam zjawiliśmy i kiedy szukaliśmy, gdzie możemy zaoferować naszą pomoc misyjną. Wtedy przydzielono nam właśnie to miejsce. Fakt, że misjonarze z Polski, franciszkanie konwentualni byli tu od początku, gdy tworzyła ta parafia i razem z ludźmi budowali ten kościół, zaowocował zupełnie wyjątkowymi więziami. Wszystko to sprawiło, że parafianie są bardzo przywiązani do franciszkanów, i bardzo dla nas życzliwi. Czujemy wielką dobroć i wdzięczność ze strony tutejszych ludzi.

parafia w Limie - o. Zbigniew Świerczek

A czy praca w parafii w Limie różni się od pracy parafialnej w Polsce?

Chyba nie da się tego porównać, bo przecież w Polsce są bardzo różne parafie, a z kolei ta nasza w Limie nie może reprezentować wszystkich parafii w Peru… Widzę jednak że parafialna wspólnota w Limie obfituje w ludzi bardzo mocno zaangażowanych w życie Kościoła lokalnego. Działa tu wiele grup parafialnych, z których każda ma swoje pole działania i realizuje się na nim. To widać niemal podczas każdej Mszy Świętej, nie tylko niedzielnej, ale również tej w tygodniu.  Ludzie chcą do nas przychodzić, wspólnie się modlić. Czuć, że ich pobożność jest żywa, że to nie jest przyzwyczajenie, tradycja czy formalność. To także pomaga bardzo nam misjonarzom w pracy. Na pewno jest łatwiej, widząc taką otwartość ludzi. To dobro oddziałuje nie tylko na nas, bo inni, mniej zaangażowani parafianie, widząc działania tych gorliwych, często właśnie widząc ich przykład zapalają się do własnego działania.

Wydaje się, że właśnie tak powinna funkcjonować parafia.

Tak, właśnie tak, jak powinno być. W dobrej wspólnocie parafialnej duszpasterz ma swoje miejsce, swoje zajęcia, ale również ludzie świeccy też są mocno zaangażowani i w tej pracy znajdują swoje  miejsce w Kościele, swoją misję. To pociąga za sobą także formację parafian, którzy chcą wzrastać w wierze, rozwijać się, bardziej poznawać Boga, tworzyć między sobą wspólne poczucie misji. To rzeczywiście jest pięknym obrazem Kościoła. 

Wspomniał Ojciec, że nie ma kandydatów do zakonu. To znaczy, że w Peru też przeżywa się  – może to za duże słowo – kryzys powołań?

To nie jest za duże słowo. Można mówić o kryzysie. Jest on widoczny i w diecezjach i w zakonach – zarówno męskich jak i żeńskich. To bardzo wyraźny kryzys. W tym roku Ojciec Święty odwiedził Peru. Być może ta wizyta coś zmieni, że młodzi odważą się wybrać drogę powołania zakonnego. Kiedyś w Polsce wizyty Ojca Świętego przynosiły takie „efekty”. W Boliwii, kiedy Ojciec Święty pojechał tam w 1988 r. też było widoczne „przebudzenie” powołaniowe. Na razie czekamy, czy wizyta przyniesie tego typu echo. Kryzys trzeba trochę przeczekać, ale też go przemyśleć. Zastanowić się na nowo, jak działać, żeby ludzi – których na pewno przecież Pan Bóg woła -przekonać, żeby się odważyli, żeby przyjęli to wezwanie, to powołanie i nie zamykali się na głos Boga. To wyzwanie wciąż jeszcze jest przed nami.

Parafia w Limie - o. Zbigniew Świerczek

Czyli tutaj potrzeba cierpliwości misjonarza…

Tak, to jest jedna z prób, które musi przejść misjonarz. Próba jego wiary, zaufania i cierpliwości, gdy człowiek sieje, a wydaje się, że niektóre ziarna jakoś wcale nie wschodzą. 

A co Ojciec chciałby powiedzieć naszym przyjaciołom misji. Jakie są potrzeby, które warto najbardziej powierzać Bogu?

Sprawa powołań zawsze będzie ważnym elementem, wielką potrzebą, dlatego w modlitwach trzeba pamiętać o powołaniach misyjnych. O tych, które dopiero kiełkują, dojrzewają w sercu, ale też o tych, które już są na różnych etapach formacji. Ci, którzy odpowiedzieli już na Boże wezwanie również potrzebują wsparcia modlitewnego, aby podejmować trud dojrzewania w charyzmacie franciszkańskim, ale również dojrzewania osobowego, aby w tym powołaniu być zdolnym do ofiarowania siebie Panu Bogu i innym ludziom.

Sprawa powołań jest pilna, ale trzeba też modlić się o zdrowie dla misjonarzy, którzy są coraz starsi i często fizycznie coraz słabsi. Poza tym, tak jak widzimy, obecna cywilizacja nie sprzyja wielkiemu pogłębieniu duchowemu. Nie uczy, żeby dawać się innym, ale raczej stawia w centrum jednostkę, promuje, że opłaca się myśleć tylko o sobie, dlatego sądzę, że ważne jest też, aby modlić się po prostu za chrześcijan na innych kontynentach, o to, by potrafili stawić czoła tym niebezpieczeństwom współczesnego świata nie zatracili tego ducha Bożego. By nie zapominali, że mają być solą swojej ziemi.

Rozmawiała Agnieszka Kozłowska

Przeczytaj także: