Ukraina

Święta Rodzina z Kremenchuka

święta rodzina
Siedząc naprzeciw szopki wpatrywałem się w płomień palącej się świecy. To Betlejemskie Światełko Pokoju, które wczoraj przynieśli nam miejscowi skauci. Z pewnością po to, by włączyć nas w ten ogólnoświatowy łańcuch otwartych serc płonących nie tyle bezbronnym ogniem, ile pokojem i miłością, zwłaszcza tu, na tym objętym zbrojnym konfliktem Wschodzie Europy.

Przekazaniu Światełka towarzyszyła wspaniała oprawa. Wszyscy skauci ubrani byli w porządnie wykrochmalone jasnozielone mundury, stali na baczność w równym szeregu i przy akompaniamencie gitary śpiewali bożonarodzeniowe pieśni. Starszy zastępu, Wołodymyr, trzymając w drżących dłoniach lampion ze świętym płomieniem podszedł do ołtarza i uroczyście wręczył go Mikołajowi. Chwila była podniosła. Nasza klasztorna kaplica ledwo co mieściła zgromadzonych.

Dobrze się stało, że kilka tygodni wcześniej parlament Ukrainy zdecydował o uczynieniu dnia 25 grudnia dniem wolnym od pracy. Mogliśmy więc bez przeszkód przeżyć święta i w komplecie spotkać się na uroczystej liturgii. Niektórzy, komentując decyzję Wierchownej Rady mówili, że to krok w stronę Europy, że kraj otwiera się na innych, i że coraz częściej spogląda na Zachód. Byli jednak i tacy, którzy uważali, że tak być nie powinno, że to błąd, że Ukraina na siłę próbuje być bardziej europejska, niż sama Europa…


Zresztą, zdania zawsze będą podzielone. Zawsze znajdą się eurosceptycy i ci, co gdyby nadarzył się odpowiedni moment rzucili by wszystko i bez wytchnienia z językiem na brodzie pobiegli by na Zachód. W każdym razie my cieszyliśmy się bardzo. Dzięki temu Święta Bożego Narodzenia nabrały w tym roku bardziej świątecznego charakteru.

Była kolacja wigilijna z barszczem, rybą, kutią i całą masą innych potraw. Świąteczne życzenia. Kolędowanie przy stole i choince oraz nocna liturgia, w której wspominaliśmy narodzenie Boga, a po Eucharystii w Boże Narodzenie odbyły się jasełka przygotowane przez parafian.

Gwar jednak już ucichł. Wszyscy rozeszli się do swoich domów. Pasterka się skończyła, zbawienie zeszło na ziemię i Bóg się narodził. Cicho i niepostrzeżenie. Taki ludzki, zwyczajny i prosty…

święta rodzina z Kremenczuka

Kaplica była pusta. Siedziałem naprzeciw tego świętego płomienia i przyglądałem się jak tańczył na twarzach Świętej Rodziny, pasterzy i figurek bydła, które postawiłem w szopce. Pyzaty mały Jezus podnosząc do góry swoje drobne rączki uśmiechał się dobrodusznie. Dobrze, że jesteś. – Mówił. – Ten świat potrzebuje twojej obecności. Twoich rąk, czasu i zaangażowania. Wszyscy jesteście Mu potrzebni.

Nagle zrobiło mi się smutno. Pomyślałem o tych, których zostawiłem tam, za Rzeką, po drugiej stronie Dniepru, daleko. Nie lubię w sobie tego, że z upływem lat coraz bardziej ckliwy się staję. I wrażliwy i sentymentalny. No cóż, odległe szerokości i długości geograficzne, odmienne kultury i mentalności niemal zawsze powodują we mnie tęsknotę za tym, co bez względu na oddalenie wciąż jest bliskie sercu. Tak też było i tym razem.

Bóg jednak był najbardziej bliski. Taki… na wyciągnięcie ręki. I w Nim byli wszyscy. I ucieszyłem się z tego, że w końcu poczułem Jego ciepły oddech na zmarzniętym policzku. Wstałem z zimnej posadzki i pobiegłem na górę ze Świętą Rodziną z Kremenchuka dalej świętować Jego narodziny.

o. Tomasz Pawlik

Galeria zdjęć – Święta Rodzina z Kremenchuka (nawigacja – strzałki po prawej i po lewej stronie zdjęcia)
navigate_before
navigate_next