Boliwia Wywiady

Santa Cruz. Odpowiedzialność ochrzczonych

Odpowiedzialność ochrzczonych jest w krajach misyjnych bardzo wielka. Papież Franciszek niemal od początku swojego pontyfikatu zachęca aby „wszyscy ochrzczeni byli odpowiedzialni za życie i misję Kościoła, czuli się powołanymi do wnoszenia swego wkładu życia, świadectwa i służby.”. O pięknych przykładach odpowiedzialności wiernych za wspólnotę Kościoła opowiada o. Marek Krupa, misjonarz pracujący od 24 lat w Boliwii.

Proszę opowiedzieć o parafii i miejscu, w którym Ojciec obecnie pracuje

Obecnie pracuję w Santa Cruz, w Boliwii. Jesteśmy w tym miejscu już długo. Rok temu parafia obchodziła swoje 25 – lecie. Na jej terenie mamy około ośmiu kaplic, w różnym stanie – niektóre kaplice wyglądają jeszcze jak szałas, a inne są już murowane. Część znich jest już kompletnie wyposażona ale niektóre mają jeszcze braki Parafia nie jest bardzo duża, jeśli chodzi o zajmowany teren, lecz na jej obszarze żyje ok. 60 000 mieszkańców. Kaplice dojazdowe położone są niedaleko kościoła parafialnego. Mieszkamy na obrzeżach Santa Cruz, w związku z czym mamy wielu parafian w różnych dzielnicach. Każda kaplica dojazdowa jest zorganizowana w stylu rady parafialnej. Grupa ludzi jest odpowiedzialna za kaplice, są katecheci i najczęściej to właśnie tam odbywają się przygotowania do pierwszej komunii świętej i do bierzmowania, a my dojeżdżamy na mszę świętą, przede wszystkim w niedzielę.

Na terenie naszej parafii znajduje się szpita, w którym jesteśmy kapelanami. Tworzymy wspólnotę, mamy dwa domy – dom parafialny i postulat, w którym mieszkają kandydaci do naszego Zakonu. Przez pierwsze dwa lata są z nami. Obecnie jest to dwóch Ojców, Boliwijczyków, przeznaczonych właśnie do tej formacji. W parafii pracuje nas trzech, wszyscy jesteśmy Polakami, więc sumie jest nas pięciu. Ojcowie z postulatu również dojeżdżają do kaplic, pomagają nam w parafii i w pracy duszpasterskiej. Mamy też dość dużą liczbę katechetów świeckich, ponieważ przeciętnie w ciągu roku około 600 osób przystępuje do pierwszej komunii świętej (licząc ludzi ze wszystkich kaplic) oraz ok. 300 – 400 jest bierzmowanych.

Pracę w parafii prowadzimy w duchu franciszkańskim, dlatego też mamy wiele grup typowo franciszkańskich – Dzieci Franciszkańskie, młodzież, III Zakon, MI i dzieci Niepokalanej… Poza tym działają grupy misyjne, grupy neokatechumenalne. Charakterystyczną cechą ich pracy jest wymiar misyjności, widoczny w działalności wszystkich grup, czy to młodzieżowych czy już osób starszych. Niektórzy wierni z III Zakonu jeżdżą i ewangelizuj w innych parafiach. Podobnie Milicja Niepokalanej uwzględnia w planach swoich spotkań czas na ewangelizację na innym terenie, oczywiście za pozwoleniem tamtejszego proboszcza.

W Polsce niewiele wiemy o Santa Cruz. Jakie to jest miasto?

Santa Cruz to miasto stosunkowo młode, ale bardzo szybko napływają do niego ludzie. Z tego powodu w centrum już nie ma miejsca i powstaje coraz więcej terenów mieszkalnych na peryferiach. Dawniej były to wioski, które teraz zamieniają się już w dzielnice miejskie i powstaje tam wiele osiedli. Mieszkają w nich przede wszystkim katolicy, którzy potrzebują opieki duszpasterskiej. Jest to bardzo widoczne na co dzień, ponieważ proszą nas o odwiedziny, o pomoc. Najczęściej organizowana jest poprzez grupy parafialne, które prowadzą ewangelizację u nich na miejscu. Zdarza się później, że ci ludzie chcą mieć u siebie swoją kaplicę. Zaczyna się często od mszy świętej polowej, potem z czasem powstaje szałas – ludzie sami go budują – a później, jeśli są możliwości, buduje się kaplicę. Gdy już powstanie, systematycznie odprawiane są tam msze święte i nabożeństwa.

Jakie są największe wyzwania i potrzeby duszpasterskie w tym rejonie?

Tam, gdzie my jesteśmy Kościół jest dość dobrze zorganizowany, ponieważ jest to parafia podmiejska. Największe potrzeby to przede wszystkim ewangelizacja – ciągle przygotowanie i zachęcanie młodzieży, aby była stale we wspólnocie kościelnej. Nie chodzi jednak tylko o to, by posiadała podstawową wiedzę o sakramentach czy znajomość Pisma Świętego, ale by brała czynny udział w życiu Kościoła. W tej chwili na to trzeba położyć nacisk – to tzw. misja permanentna. To stałe stukanie do drzwi tych ludzi, którzy kiedyś byli praktykującymi katolikami, ale nagle przestali praktykować.

W Boliwii trwa walka między różnymi religiami… Może nawet nie tyle z religiami, co z sektami. Na terenie parafii w Santa Cruz, czy w ogóle gdziekolwiek w Boliwii i w Ameryce Południowej, proboszcz niemal zawsze ma wielką liczbę różnych „kościołków” i sekt. Dlatego też potrzeba w Kościele jedności i zaangażowania. Musimy zawsze pamiętać, że jeżeli kościół parafialny funkcjonuje w wymiarze wspólnoty, która jest wymagająca i zaprasza do udziału w tym dziele – a taki mamy styl Kościoła – to każdy powinien włączyć się w działalność. Nie może być tak, że jest tylko proboszcz, który sam musi „kręcić” całą parafią, jak jest teraz w Polsce. Tutaj grupy parafialne, ludzie świeccy i katecheci, wszyscy muszą i chcą angażować się w życie parafii.

Parafia musi tętnić życiem a wierni powinni być aktywni. Jak to osiągnąć?

Tak, rzeczywiście Kościół w Santa Cruz jest bardzo żywy. W ewangelizacji używamy także materiałów wizualnych, by ludziom, którzy nie potrafią czytać, przedstawić główne prawdy wiary czy sceny zapisane na kartach Ewangelii.

W Boliwii rozwija się dynamicznie kult miłosierdzia Bożego To dla nas, Polaków, szczególnie ważne. Na terenie parafii mamy kaplicę Bożego Miłosierdzia. To miejscowi ludzie pragnęli, aby ona powstała. W kaplicy tej obchodzi się uroczyście Święto Bożego Miłosierdzia, odprawiana jest nowenna, odmawia się Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Modlimy się koronką także w kościele centralnym, a ludzie odmawiają ją wspólnie również w swoich domach. Ewangelizują swoje środowiska używając właśnie tej duchowości, związanej z objawieniami św. s. Faustyny.

Warto wspomnieć, że każda z naszych dojazdowych kaplic ma swoją specyfikę. O kaplicy kultu Bożego Miłosierdzia już mówiłem. Przy kaplicy św. Róży z Limy działają siostry dominikanki – instytut świecki, utworzony na płaszczyźnie ruchu charyzmatycznego. Ta duchowość jest bardzo mocno związana z kaplicą. Odbywają się tam spotkania w stylu ruchu charyzmatycznego, jest rozważane Pismo Święte i ewangelizacja w tym samym duchu. W ogóle Santa Cruz jest miejscem, w którym ruch charyzmatyczny rozwija się bardzo szybko i intensywnie – raz w roku odbywają się tu międzynarodowe Kongresy Charyzmatyczne. W innej kaplicy, patronki Ameryki – Matki Bożej z Guadalupe, kwitnie duch Maryjny i tam prężnie działa wspólnota Rycerstwa Niepokalanej.

Przy kościele centralnym działa grupa neokatechumenalna, bardziej skoncentrowana na solidnej i wymagającej pracy indywidualnej.

Jak wygląda niedziela w parafii w Santa Cruz?

Niedziele w naszej parafii są bardzo ciekawe, dlatego, że jest to nie tylko czas mszy świętej, ale również katechezy. Rozpoczyna się ona mszą święta, po której wszyscy idą do szkoły, ponieważ nie zdołalibyśmy pomieścić w salkach takiej liczby ludzi. Przychodzi bardzo dużo dzieci, także tych, które przygotowują się do pierwszej komunii świętej. Najpierw odprawiana jest msza święta dla dzieci, później wszyscy idą do szkoły i przed obiadem kończą zajęcia. Po południu do tej samej szkoły przychodzi młodzież. Dwie godziny przed mszą mają zajęcia w szkole z katechetami, a później jest wspólna msza młodzieżowa o godz. 19:00. W sumie więc od 15:00 do 20:00 są pod naszą opieką.

Oprawa liturgii jest przygotowywana przez młodzież, której pomagają katechetki. Każdy uczy się także, jak czytać Słowo Boże z ambony. Kościół jest tu bardzo aktywny i często katecheci wykorzystują wiele symboli, zarówno podczas mszy świętej dziecięcej jak i młodzieżowej. Każdy temat podkreśla się jeszcze podczas liturgii czymś charakterystycznym, związanym z Ewangelią. Tematy są tak zaplanowane, aby były zgodne z rytmem roku liturgicznego Kościoła.

Kto przygotowuje takie materiały?

Opracowują je księża wraz z katechetami, już rok wcześniej. Każda diecezja przygotowuje podstawowe wytyczne, które dopracowujemy wspólnie z katechetami, dostosowując do realiów parafii. Można je wówczas także uzupełnić o własne doświadczenia zebrane we wcześniejszych latach pracy z grupami. Oprócz tych spotkań i rekolekcji, które młodzież przeżywa w ciągu roku, młodzi mają też za zadanie włączyć się w konkretne dzieło miłosierdzia – działania związane z pomocą ubogim albo dzieciom np. w domach dziecka. Robimy to po to, aby młodzież poznała także od strony praktycznej, społecznej, w jakim środowisku żyjemy i czego potrzebują ludzie obok. Aby to, czego nauczamy, nie było tylko pustymi słowami, ale wiarą wprowadzaną w czyn.

Raz lub dwa razy w roku młodzi wykonują coś w rodzaju warsztatu – takich zajęć na placu – gdzie muszą albo ewangelizować, czyli mówić o Panu Bogu i naszej wierze w różnych dzielnicach, albo też wykonywać inne zadania. Często przygotowują materiały np. na temat listów Ojca Świętego do wiernych. Dzielą się przy okazji tą wiedzą między sobą, aby w sprawach Kościoła być na bieżąco. Jest to odpowiedź na potrzebę bycia w łączności z Kościołem, także w sprawach aktualnych. Myślę, że szczególnie młodzież, która przygotowuje się do bierzmowania, powinna na bieżąco śledzić życie Kościoła.

Jak przebiegają przygotowania do sakramentów?

Przygotowanie do pierwszej komunii świętej i bierzmowania odbywa się w Boliwii na zasadzie zapisów. To nie następuje automatycznie, gdy ktoś kończy pewien etap życia i idzie do pierwszej komunii czy bierzmowania. Nie… Ten człowiek przychodzi i sam mówi, że chce się przygotować do bierzmowania. Może takie przygotowania rozpocząć, gdy ukończył 15 lat. Przy pierwszej komunii świętej najczęściej to rodzice przychodzą i proszą o rozpoczęcie przygotowań ich dziecka. Musi mieć ono jednak ukończone 9 lat. Przygotowania trwają dwa lata. Zdarzają się jednak grupy w innym wieku– są i nastolatki, studenci, ale i dorośli, którzy przyjmują sakrament bierzmowania.

navigate_before
navigate_next
Z tego co Ojciec opowiada wynika, że to naprawdę żywy Kościół…

Tak, w tej konkretnej archidiecezji Santa Cruz, rzeczywiście widać wielkie zaangażowanie wiernychi. Katecheci nie są przypadkowymi ludźmi – muszą przejść odpowiednie przygotowanie, które najczęściej odbywa się w czasie wakacji. To taki trzystopniowy kurs trwający miesiąc. W pierwszym roku przechodzą w ciągu miesiąca wakacyjnego pierwszy stopień. Zajęcia odbywają się codziennie, na wzór studiów zaocznych. Następnie w drugim roku kończą kolejny stopień, później trzeci i po jego ukończeniu dostają zaświadczenie, że mogą być katechetami w różnych miejscach w Boliwii. Robią to zupełnie za darmo. W niedzielę swój wolny czas oddają Kościołowi. Większość z nich to jeszcze studenci, albo studenci pracujący.

Katecheci działają w ten sposób najczęściej prze kilka lat. Później, najczęściej gdy zakładają rodzinę, robią sobie przerwę, ale zaznaczają, że gdy dzieci trochę podrosną, wrócą do tego zajęcia. Widzę, że gdy ludzie mają już to doświadczenie konkretnego działania, to chcą być blisko Kościoła i być w nim aktywni. Myślę, że jest to bardzo cenne.

Czy ta praca i działalność wygląda podobnie również w innych parafiach w Boliwii?

W Boliwii to wszystko wygląda podobnie, ponieważ mniej prowadzone jest to w tym samym stylu misji permanentnej. W Montero, (ta sama archidiecezja) jest niemal identycznie. To ten sam region – nizinny klimat tropikalny, więc mentalność ludzi jest zupełnie inna i ludzie są jakoś bliżej Kościoła, chcą być bliżej. Inaczej jest natomiast w górach, gdzie ludzie są bardziej zamknięci, trudniej też jest o codzienne uczestnictwo we mszy świętej oraz o ich większe zaangażowanie. Ale ci, którzy się jednak angażują, robią to w podobny sposób.

W niektórych rejonach, gdzieś na wioskach, jest dużo trudniej o katechetów. Wtedy niektórzy misjonarze muszą opłacać ich pracę, dlatego, że nie mają oni innych źródeł utrzymania. To i tak jest raczej symboliczne wynagrodzenie. Tam, w rejonach oddalonych od miast misjonarzom jest o wiele trudniej zorganizować kadrę katechetów. Najczęściej więc muszą się oni wspierać pomocą sióstr zakonnych albo misjonarzy świeckich, których obecnie spotyka się coraz więcej.

Jakie trudności związane z pracą duszpasterską na misjach, spotyka misjonarz?

Czasem problemy te związane są z mentalnością tych ludzi, bo jest to mentalność zupełnie różna od tej naszej, europejskiej. Zupełnie inny styl życia i inna cierpliwość, inny wymiar czasu… Dla nas czas jest odmierzany zegarkiem – przyjmujemy, że można się spóźnić jakieś dziesięć minut, czy kwadrans. Dla nich czas ten jest inny – uchodzi za normalne spóźnić się godzinę czy nawet więcej. I nieważne czy to jest chrzest czy ślub… (śmiech), bo naprawdę potrafią nawet spóźnić się na własny ślub. Zdarza się, że pan młody czeka już w drzwiach, a panna młoda gdzieś się zagubiła, czy stoi w korkach, bo wyjechała za późno. Mija jedna godzina, później już drugi ślub się zaczął, a ona jeszcze się nie zjawiła…

To są historie dla nas zupełnie niezrozumiałe. Związane to jest z innym stylem życia, tradycjami, różnymi naleciałościami kulturowymi, które jakoś ich trzymają w tych schematach. Ale to różne od naszego pojęcie czasu, stanowi duży problem.

Trochę inna jest też pobożność tych ludzi. Dla Boliwijczyka najczęściej związana ona jest albo z jakimś świętym albo z Matką Bożą, w związku z tym przynoszą oni albo obrazy, albo figurki do kościoła na mszę. Gdy jest jakaś rocznica rodzinna, to wtedy zapraszają oni wszystkich i przy ołtarzu składają oni wszystkie swoje figurki. Podobnie na Boże Narodzenie ludzie przynoszą wszystkie swoje figurki z domowego żłóbka.

Po co? Żeby je poświęcić? 

Tak, właśnie po to. Podobnie, gdy jest msza święta za zmarłych – rodzina przynosi wtedyZdjecia-Dariusz Mazurek 290 zdjęcie zmarłego, aby poświęcić. W Polsce bardzo popularna jest msza gregoriańska za zmarłych, tam zaś, nowennowa – odprawia się dziewięć mszy zaraz po pogrzebie. Poza tym, jeżeli krewni i znajomi nie spotykają się w kościele, wówczas spotykają się przez te dziewięć dni w domu i modlą się. Po tych dniach dopiero kończy się ten pierwszy, ścisły etap żałoby.

Problemem w Boliwii jest też pewnego rodzaju synkretyzm religijny, ponieważ wymieszane są elementy z różnych wierzeń. Pojawiają się również i inne zagrożenia, związane z kulturą postmodernistyczną, czyli nowe prawa, obrona życia i inne wyzwania, przed którymi staje obecnie Kościół na całym świecie. Niedawno na przykład w Boliwii były manifestacje w obronie życia i łączą się w nich wszyscy – zarówno katolicy jak i ewangelicy. Wszyscy idą opowiadać się za życiem w manifestacji, w przemarszu przez miasto. Podobnie się dzieje, jeśli są jakieś ataki na Kościół, albo na jego pasterzy. Wtedy Kościół się mobilizuje i ludzie sami ich bronią, ucinając wszelkie komentarze medialne.

Czy często Kościół odbiera takie ataki?

W porównaniu z Polską, nie aż tak często… Ale i w Boliwii nieraz zdarzają się takie sytuacje. Jeżeli się już coś zdarzy i atak jest bardzo mocny, a nie ma nic wspólnego z prawdą, to wtedy następuje ze strony wiernych obrona, zwłaszcza pasterzy Kościoła – kardynała czy biskupów. Wszyscy ludzie się mobilizują. Inaczej się tam przeżywa wiarę, choć niebezpieczeństw jest również dużo.

Trzeba też wspomnieć, że Boliwia jest też bardzo zróżnicowana – 36 różnych grup etnicznych, zatwierdzonych jest obecnie konstytucyjnie. Mają więc oni swoje zwyczaje, język, kulturę itd. Ale jednak nie mają tu zatwierdzonego startu socjalnego w państwie. Mimo wszystko… Niektóre grupy pozostają więc na marginesie, bo są mniejsze. Większe mają natomiast również większe prawa… Dlatego mniejsze grupy szukają też pomocy w Kościele.

Poza tym bardzo mocno wkracza materializm – miasta są zorganizowane na wysokim poziomie, ale obrzeża miast są już biedniejsze, a wioski zupełnie biedne. Na terenie parafii, która – jak nasza – jest na obrzeżu miasta, są wioski, bardzo ubogie. Jest tu więc taki wyraźny przekrój ludzi – od tych, którzy mają stałą pracę, poprzez ludzi, którzy dorabiają np. sprzedawaniem ciasteczek czy herbaty czy kawy, gdy jest zimno i napojów odświeżających, gdy jest gorąco. W taki sposób utrzymują oni swoją rodzinę. A gdzieś na wioskach, ludzie żyją z rolnictwa na obrzeżach miast. Jak widać jest to bardzo zróżnicowane…

Te grupy, do których ciężko jest dotrzeć misjonarzom, są też wyzwaniem i zadaniem dla wiernych z naszych parafii. To oni chcą sami tam chodzić, pomagać im i ewangelizować. Myślę, że to jest bardzo piękne i cenne.

Rozmawiała Agnieszka Kozłowska