Aktualności Boliwia

Nowy kustosz w Boliwii

nowy kustosz

Podczas kapituły kustodialnej w Boliwii, franciszkanie wybrali nowego kustosza. Został nim o. Carlos Antonio Catalan, który do tej pory był przełożonym wspólnoty w Montero.

O. Carlos urodził się w 1961 w Gwatemali. Swoje śluby wieczyste w Zakonie św. Franciszka złożył 8 grudnia 1988 r. Święcenia kapłańske przyjął w 1993 r.

nowy kustosz - o. Carlos

Poniżej galeria zdjęć z wyborów kustosza oraz z momentu złożenia wyznania wiary i przysięgi wierności na ręce o. Prowincjała.

navigate_before
navigate_next

Publikujemy również krótki wywiad z nowo wybranym kustoszem boliwijskim. Rozmawiał o. Jacek Michno, tłumaczył o. Dariusz Mazurek.

Co nowy kustosz chciałby powiedzieć nam o sobie?

W 1981 roku przybyłem do Boliwii ze Stanów Zjednoczonych. Pierwotnie wstąpiłem do Prowincji św. Antoniego (Prowincja Amerykańska), ale po jakimś czasie rozeznawałem moje miejsce w tej Prowincji. Rozmawiałem wtedy z o. Flawianem Góralem, który doradził mi, abym nie rezygnował, ale spróbował pracy w Ameryce Łacińskiej. Poszedłem za tą radą. Pojechałem do Hondurasu, byłem również w Kostaryce i już prawie podjąłem decyzję, żeby nie iść tą drogą. Jednak o. Flawianowi przyszło do głowy, by powiedzieć mi, że ma przyjaciela, który jedzie na misje do Boliwii. To był o. Peregryn Ziobro. „Dlaczego Ty też nie spróbujesz i nie pojedziesz?” – zapytał mnie wtedy. Przyjechałem i doświadczyłem wspólnego życia z braćmi. To miało miejsce na samym początku tworzenia kustodii boliwijskiej, kiedy bracia przychodzili przez proces aklimatyzacji i wchodzenia w tę kulturę. Pamiętam, że wówczas urzekły mnie dwie rzeczy: prostota oraz otwartość. Gdyby ówcześni misjonarze nie byli prości, mieliby problem, żeby odnaleźć się w sytuacji boliwijskiej, podobnie, gdyby nie byli otwarci na innych. Po tym doświadczeniu na krótko powróciłem do Stanów Zjednoczonych i zdecydowałem się wyjechać do Boliwii. Tak jestem tu do dziś. 

Bracie, co najbardziej lubisz robić? Czym się interesujesz?

Najbardziej realizuję się w pracy duszpasterskiej. Bardzo lubię przebywać z ludźmi, tworzyć z nimi relację. Jestem szczęśliwy, gdy widzę, jak rosną dzieci moich parafian oraz gdy towarzyszę im w czasie ślubu oraz w innych momentach, aż do czasu ich odejścia z tego świata. W pracy duszpasterskiej mogłem nie tylko to zauważyć, ale również docenić fakt, że mogę wejść w taką relację z innymi ludźmi w moim życiu zakonnym.

Urodziłeś się w Gwatemali. Czy łatwo jest żyć poza swoją Ojczyzną?

Moi rodzice pracowali w Stanach Zjednoczonych i wyjechałem tam z nimi, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. W 1977 r.  wrócili do Gwatemali. Moi rodzice są adwokatami i pracowali w rządzie. Musieli wracać, bo ich kontrakt wygasł. Ja jednak zostałem jeszcze przez pewien czas w Stanach, wtedy właśnie rozeznawałem swoje powołanie i wstąpiłem do franciszkanów. Jeśli chodzi o życie w innym kraju, w obcej kulturze, to jest coś z czym nie do końca się zgadzam w panujących powszechnie przekonaniach. Bardzo szanuję cierpliwość, miłość braterską, dobroć… To nie są cechy kulturowe, to są cechy ludzkie. I gdy ich doświadczamy, obdarzamy nimi, to są one nadrzędne. To znaczy, że kultura jest na usługach tych wartości, a nie odwrotnie. Są wartości ponad kulturami, ponad podziałami. Przecież z jakiegoś powodu we wszystkich językach śmiejemy się, wyrażamy radość tak samo.

Jak wyglądała Twoja droga posługi duszpasterskiej w Boliwii?

Pracowałem przez siedem lat w Cochabamba. To było bardzo piękne doświadczenie, żyć w kulturze andyjskiej z tymi ludźmi. Poznawać ich dziedzictwo i zwyczaje. Zawsze wspominam także o. Stanisława Olbrychta, który pracował tam jeszcze jako młody misjonarz. Postanowił on przeprowadzić w parafii kolędę na wzór polskiej wizyty duszpasterskiej. Chciał zrobić to dokładnie tak samo. Poszedł do jakiejś rodziny, wszedł do domu, a ludzie nie mogli pojąć, po co on przyszedł? Wtedy zrozumiał, że to się nie uda. Zaczął chodzić wprawdzie od domu do domu, ale z figurą Matki Bożej (w krajach Ameryki Południowej bardzo ważnym elementem pobożności są właśnie figury świętych). Chodził tak, odwiedzając wszystkich parafian i oni go przyjmowali. To była taka kolęda boliwijska. Bardzo mi się to podobało! Dzięki temu też mogłem iść każdego roku do wszystkich parafian. Poznać ich, zobaczyć ich zwyczaje, zrozumieć problemy.

Później pracowałem, w innej parafii, którą bardzo pokochałem – to już była strefa miejska – ale z podobnymi potrzebami duchowymi. Czułem się tam bardzo spełniony. Trudniej już było jeśli chodzi o rozpoczęcie pracy Montero. Przeżywałem początkowo trudności związane z innym klimatem, kulturą, tak bardzo różną od tej andyjskiej. Jednak z upływem czasu, zdałem sobie sprawę, że w istocie nie jest ważna kultura, ale wartości chrześcijańskie i ludzkie, które każdy w sobie ma.

Jesteś franciszkaninem. Jakie walory duchowości franciszkańskiej są Ci najbliższe?

Prostota, ponieważ ona prowadzi mnie do radości życia. Wedy mogę podjąć się, stanąć w obliczu wyzwań i starać się je przezwyciężać.

To dopiero dwie godziny po wyborze, ale chcę już zapytać o jakiś plan, natchnienia w sercu, na najbliższe cztery lata, realizowane wraz z braćmi.

Myślę, że gdy my wszyscy, bracia, zrozumiemy że jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość kustodii, przeżyjemy.

Na koniec jeszcze krótka gra w skojarzenia. Podaję wyraz, a Ty mówisz pierwsze skojarzenie:

Papież Franciszek – św. Franciszek

Być franciszkaninem – zrozumienie bliźniego

Radość – spontaniczna szczerość

Boliwia – zawsze w sercu

Kraj Twoich narodzin – tam, gdzie żyje

Pokój i Dobro – Wszystkim!

 Serdecznie dziękuję za rozmowę – o. Jacek Michno

opr. Agnieszka Kozłowska